Ś m i e r ć

Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury

Nad ranem było. - Tytan wichury,
Budził się ze snu - przestworzy łoża,
Sługom rozkazał - czyścić swe pióry,
I wiry skręcić - na lądy, morza.

Żywioły spuścić - z więzi kagańca,
Nim się przebudzi - zorza w purpurze,
Szlak drogi wytknąć - wirom do tańca,
I zbudzić na nie - siostrzyce burze,
Głosy nastroić - potęgą skali,
Wycia hieny - lub też szakali.

Piątą wybiły - miejskie zegary
Drogą podąża - dwóch młodych ludzi
Do gniazd orlęcych - gdzie są hangary
Gdzie życie orląt - do lotu się budzi.

W nich są potężne - skrzydlate ptaki,
Dzioby przybrały - w śmigowe wąsy,
Rozpięły skrzydła - by pójść już w szlaki,
Podniebne - i z wichrem podążyć,
W pląsy - i zmierzyć potęg swych moce,
Z tytanem siły - stoją ochocze.

Czekają - a jeden z nich senny po locie,
Zwycięskim świata - drzemie i marzy,
Tym przebytym - tryumfu - zlocie,
Chwale wyczynu - z duszą swą - gwarzy.

Gasną już mroki. Szmer słyszy z dala,
I znane kroki - władcy swej duszy,
Te się zbliżają - i jego chwała,
W sennych marzeniach - upojeń się prószy.

Radby już lecieć - w podniebne szlaki,
I w nich R.W.D. 6 - ukazać znaki,
Rozwarły się wrota - dwóch młodych ludzi,
Weszło do gniazda - orląt hangaru,
Samolot zadrżał - w nim silnik się budzi,
Tknięty płomieniem - życia udaru.

Badają nerwy- silnika - moc - duszę,
W zbiornik potęgę - siły wlewają.
Życie swe Bogu - w ofierze - skrusze,
Składają, gotowi - w kadłub siadają.
Motor zawarczał - i jego nerwy,
Czerpać poczęły - siłę bez przerwy.

I sunął wolno - z gniazda - hangaru,
Już na lotniska - przedpole - wzlotu,
Na święto orląt - według zamiaru,
Do Pragi Czeskiej - gniazd bratnich zlotu.

Propelery w ruchu - on silnie warkocze,
Dziobem przeszywa - poświst wichury,
Wzmacnia swe siły - potęgi - moce,
I już się wznosi - wolno - do góry.
Żegnaj Warszawo - głos słychać z góry,
To głos jest Żwirki - i głos Wigury.

A na lotnisku - wobec warkotu,
Motoru wybiegli - niektórzy zaspani,
Ci nie wiedzieli - o chwili wzlotu,
I z góry już byli - przez Żwirkę żegnani.

Samolot półkole - zatacza w górze,
I piersią pruje - wichru potęgę,
Na północ, zachód - zbacza ku chmurze,
I dąży drogą - w przeznaczeń swych wstęgę.
Lotnicy już liczą - minuty lotu,
I chwilę spotkania - bratniego zlotu.

Lecą bo orły - żądni zdobyczy.
Samolot siły - nowe dobywa,
Z potęgą wichru - nic się nie liczy,
I wre już walka - walka prawdziwa.

Siódma już mija - minut czterdzieści,
Na szlaku leży tuż - gród Cieszyna.
Silnik Orlętom - głosi złe wieści,
W oporze wichrom - ulegać poczyna.
Walka się wzmaga - sternik truchleje,
I tracić poczyna - z lotu nadzieję.

I powstał tytan - mocarz wichury,
Ujrzał samolot - chwycił go w dłonie,
Ster skręcił w wirze - swymi pazury,
Trąbą okolił - propeleru skronie.

I walka zawrzała - na śmierć i życie,
Samolot resztę - sił swych dobywa,
Tytan go razi - skrzydłem sowicie,
Orlętom z wysiłku - pot czoło zalewa.
Głos słychać z wnętrza - tuż za Cieszynem,
Ląduj na Boga - bo tutaj zginiem.

Skręcaj na lewo - tu na te pola,
Przed nami w dali - las się czernieje.
Żwirko się zerwał - krzyczy, coś woła,
Powstał - i chwilę - stojąc się chwieje.

Tytan go porwał - w swoje ramiona,
I skrzydłem zwalił - w przepaści progi.
Leci - już widać - głos zamarł mu - kona,
I legł wśród miedzy - pól, ścieżek, drogi,
Nerwowe skurcze - ciało porwały,
Jęk się wydobył - z zwycięzcy chwały.

Skonał. - Samolot już bez sternika,
Opada - leci - prosto na drzewa.
Warkot w nim ustał - życie silnika,
Zgasło - Wigurę pot zimny zlewa.

Wyskoczyć pragnie - i już się sili,
Lecz tytan w sidłach go swoich więzi,
Samolot rzuca w drzewa - po chwili,
Wigura zawisł - w splotach gałęzi,
A siła udaru - zmiażdżyła - to ciało,
Które w uściskach - jego skonało.

 

Autor wiersza nieznany o pseudonimie „Sęp‟. Autor pewnie ze środowiska lotniczego, przyjaciel F. Żwirki i St. Wigury, napisał ten wiersz zaraz po katastrofie, która miała miejsce w dniu 11 września 1932 r., podczas górskiej burzy w miejscowości Cierlicko koło Cieszyna po stronie Czeskiej. Samolot RWD-6 był zwycięską maszyną Challangu, ze znakami SP-AHN. Załoga leciała na zlot lotniczy do Pragi Czeskiej. Wiersz najprawdopodobniej pisany był w Warszawie.